Ariana dla WS | Blogger | X X

20/08/2024

#111. Trochę o jedzeniu

 Aloha!

Kot Europejski zainspirowała mnie do napisania tego posta, a że dawno nic w temacie dietowo-jedzeniowym u mnie nie było, to pomyślałam sobie dlaczego by czegoś w tym temacie nie naskrobać. 

Zanim jednak zacznę chciałabym zaznaczyć, że to tylko moje podejście i jest takie a nie inne, bo nie znoszę stać przy garach. I sprzątać po tym staniu. 

Od około 3 tygodni praktycznie codziennie liczę kalorie i ważę jedzenie. Staram się trzymać w przedziale 1500-1700 kcal. Fitatu stało się przyjacielem, a nie czymś co przyprawia mnie o zawrót głowy (do tego stopnia, że rozważam zakup wersji premium, bo mnie wkurzają reklamy). Nie mam żadnej diety, nie stosuję się do żadnych rozpisek, po prostu staram się kontrolować ile kalorii przyjmuję w ciągu dnia. 

Znalazłam sobie kilka "dań", które są szybkie w wykonaniu, nie powodują armagedonu w kuchni, a przede wszystkim smakują mi i pozwalają na utrzymanie sytości przez 3-4 godziny do kolejnego posiłku. 

Nie zrezygnowałam z pieczywa, ale kupuję w głównej mierze chleb graham (w miarę długo jest świeży, a że mrożę sobie połówki, również po rozmrożeniu zachowuje dobry smak).

Masło i margarynę zastąpiłam serkami kanapkowymi (śmietankowy, z czosnkiem albo z ziołami) - żeby nie zbankrutować, bo jednak opakowanie margaryny starcza na dużo dłużej - kupuję te marki Lidl (Pilos), bo są tańsze niż Almette. Ten manewr pozwala mi na większą dostępność kalorii na posiłek i obniżenie ilości tłuszczów w diecie, a jest to dla mnie o tyle istotne, że jem naprawdę sporo kanapek. 

Przerzuciłam się na ser cheddar high protein (do kupienia w Lidlu, nie wiem jak w innych dyskontach), bo jest wysokobiałkowy i ma obniżoną zawartość tłuszczu. 

Śniadania to u mnie zazwyczaj jeden z tych trzech posiłków: kanapki z jajkiem i jakieś warzywo (2 kromki chleba), omlety z warzywami lub serek grani (tutaj zawsze z ogórkiem kiszonym i papryką, do tego dwie kromki chleba). Taki posiłek waha się między 350 a 450 kcal, białka 25-35g, tłuszcze 15-20g i węgle 25-40g. Kiedyś często jadłam jajecznicę, ale że smażę na oleju to znów mamy dodatkowe tłuszcze, więc jajka na miękko są u mnie częstszym gościem. 

II śniadanie, które jem 8/10 przypadków to albo kanapka z polędwicą sopocką (ja tam lubię :D) serem cheddar (tym o którym pisałam wyżej) i jakimś warzywem, albo pudding/kaszka high protein, ewentualnie większa ilość owoców. Raczej nie jem samych owoców, bo szybko robię się po nich głodna, stanowią więc dla mnie dodatek do czegoś głównego.Takie drugie śniadanka to najczęściej 250-350 kcal. Jeśli jem tylko owoce, to wiadomo, że białka jest mało, ale średnio na posiłek wpada 15-35g białek, 5-15g tłuszczy 25-45g węgli. 

Obiady, czyli moja największa zmora i to, czego nie znoszę robić najbardziej, to paradoksalnie najbardziej zróżnicowana grupa posiłków w moim żywieniu. Najczęściej idę w makarony z dodatkami (jeśli robię sos to na jogurcie naturalnym) - najczęściej szpinak z czymś: czasem kurczak, czasem łosoś, czasem cukinia lub pieczarki. Nie stronię od ziemniaków (bo je kocham), albo gotuję albo przypiekam w formie talarków. Ryż biały (jaśminowy albo basmati) z warzywami na patelnię, naleśniki. Kalorycznie wychodzi mi między 400 a 650 kcal. 25-45g białek, 15-25g tłuszczy i 50g węgli.

Kolacje zasadniczo są zbliżone do śniadań, bo jestem leniwa i nie chce mi się kombinować. 

Zależnie od tego, jaka była kaloryka danego posiłku, tak staram się dopasować pozostałe - przy dużych śniadaniach jem mniejsze drugie śniadania, przy dużych obiadach (jeśli nie jestem głodna) to jem małą kolację. 

Jeśli miałam "słabszy" jedzeniowo dzień, czyli wychodzi mi jakieś 1200 kcal, to podbijam sobie batonami wysokobiałkowymi - też z Lidla. To się nie zdarza często, ale w dni, kiedy nie ma mnie w domu, bo się gdzieś szwendam przez kilka godzin, to czasem tak się dzieje. 

_
Ogólnie to tak. Uważam, że to moje najlepsze podejście do jedzenia od ponad roku, co nie zmienia faktu, że mam trochę do poprawy. Przede wszystkim to, co poprawiam aktualnie to znaczne zmniejszenie ilości przyjmowanego alkoholu. To, co już poprawiłam, to fast foody i słodycze. Nie zamawiam w takiej ilości jak to było niedawno, nie kupuję nic "do kawki", chyba że bardzo mnie ciągnie, to też nie będę się zabijać. Od jednego pączka jeszcze nikt nie umarł. 

Dlaczego nie chudnę? 

Haha, bo za dużo piję :D To jedno i nad tym pracujemy. Drugie, to ta głupia insulinooporność, która wszystko spowalnia, ale tu sama jestem sobie winna, więc biorę to konsekwentnie na klatę. 

Uh, ale się rozpisałam. Co myślicie o takim jedzeniu i takim podejściu?

Strzała! 

2 komentarze:

  1. Miło mi, że zainspirowałam Cię do tego jedzeniowego wpisu!:) Twoje podejście to w zasadzie moje podejście - ja jem wszystko tylko w mniejszych porcjach- wszystko rozbija się o kalorie. Myślę, że jak się je to, co się lubi to powodzenie diety wzrasta. Dobrze wymyśliłaś z tymi zamiennikami - tu się zaoszczędzi 100 kalorii tam 50 i uzbiera się z tego mały posiłek. Też lubię polędwice sopocką :D Takie podbijanie jedzenia białkami dobrze robi na poczucie sytości. Ja tam uważam, że obrałaś dobry kierunek:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To podejście brzmi bardzo zdroworozsądkowo. Zdradzisz mi proszę przepis na sosy z wykorzystaniem jogurtu? Bardzo lubię makaron w sosie szpinakowo-śmietanowym ale wiadomo ma to sporo kalorii. Czy jogurt po obróbce termicznej nie zmienia konsystencji i smaku i chyba najważniejsze pytanie czy się nie warzy?

    OdpowiedzUsuń