Ariana dla WS | Blogger | X X

19/04/2023

#96. The war has begun

 Aloha!

*dużo nudnego tekstu

Pisząc tutaj skupiam się głównie na rzeczach związanych z moim stanem psychicznym, jedzeniem, tym, co robię w swoim wolnym czasie. Czasami wspominam o pracy, ale chyba nie rozpisywałam się jakoś bardzo głęboko na ten temat. Dziś jest dzień, że się rozpiszę. 

W mojej obecnej firmie pracuję 3 lata i 9 miesięcy. Rozpoczynając zakładałam, że to praca na chwilę, nie sądziłam, że się tam odnajdę. Ale odnalazłam się, w pewnym momencie zaczęłam czuć, że praca z procesami to jest to, co chcę robić. Coś, w czym mogę być naprawdę dobra. Mimo zgrzytów na linii ja - współpracownicy, drobnych potknięć i (czasem) niezgodności z moją (poprzednią) manager czułam się tam jak ryba w wodzie. I czułam się doceniana, czułam, że pełnię ważną rolę, że jestem tam po coś. I chciało mi się, tak bardzo chciało mi się go above and beyond dla tej firmy. Ale bezpośrednie kierownictwo niestety w końcu się zmieniło.

Nie polubiłam Marcina od pierwszego dnia. Ucisnęliśmy sobie ręce i czułam, że będzie problem. Ale starałam się nie być uprzedzona. Aczkolwiek obawiałam się mężczyzny managera, bo to postawiło mnie w roli jedynej kobiety w zespole. W zespole, który miał się bardzo niedługo rozrosnąć z czterech "zarządzających" do dziesięciu osób. Praca w zdominowanej przez mężczyzn logistyce, dodatkowo w męskiej branży automotive to naprawdę może być wyzwanie, o czym bardzo szybko przekonałam się na własnej skórze. Ale nadal bardzo się starałam, pracowałam ciężko, pomagałam, jak tylko umiałam.

Przepychaliśmy się wiele miesięcy, na to wszystko nałożył się konflikt z jednym z team leaderów, który Marcin obiecał rozwiązać i tu zawiódł moje zaufanie po raz pierwszy. Nie tylko w niczym nie pomógł, a jedynie pogorszył całą sytuację, ale też bardzo otwarcie obrał stronę osoby, z którą byłam skonfliktowana. I oczywiście, ja też byłam winna temu konfliktowi. Ale jego zasranym obowiązkiem było zachować obiektywizm. Ale przyspieszył projekt, największy zresztą w firmie i byłam potrzebna. Nikt z mojego działu i piszę to całkowicie obiektywnie nie udźwignąłby ilości pracy, która na mnie spadła.

Ale projekt się skończył, z sukcesem, ale się skończył. Zespół się rozrósł, a 26-letnia kobieta, przez którą niekompetencja pozostałych osób była bardzo jaskrawa, stała się problemem. I jak rozwiązać ten problem? Można by np. przycisnąć osoby przejawiające braki w elementarnej wiedzy do szkolenia się. Można by zaakceptować fakt, że pewne osoby nie są w stanie zrobić już więcej i wykorzystać te, które wiedzą, potrafią i chcą. Można by.

Ale można było też całkowicie odsunąć mnie od wszystkiego. Otoczyć się ludźmi bez kręgosłupa, przytakującymi na wszystko, bezmyślnymi maszynami, które nie dość, że nie potrafią spojrzeć na proces szerzej, to nawet do końca go nie rozumieją. Stopniowo zabierać mi wszystkie obowiązki na rzecz osób, które całkowicie sobie z nimi nie radzą. Zamknąć mnie w biurze z Excelem i dwoma najnudniejszymi zadaniami. A potem jedno z nich mi zabrać. Znów na rzecz osoby o mniejszym doświadczeniu, mniejszych kompetencjach, która nigdy nawet przez minutę nie pracowała z pewnymi rzeczami. I to była kropla, która przelała czarę.

Myślę, że Marcin wie, jaką grę rozpoczął, chociaż może nie być świadomy, że to on ją rozpoczął. Gra nazywa się "kto pierwszy". Czy on pierwszy wypowie mi umowę, czy ja pierwsza zdążę położyć zwolnienie lekarskie z powodu depresji/wypalenia zawodowego. 

Nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie. Dużo o tym mówiłam w ostatnich miesiącach, ale nie spodziewałam się, że naprawdę się do tego posunę, a konkretniej - że zostanę do tego popchnięta. To jest tylko praca i na pewno nie pozwolę, żeby 40letni facet z kruchym ego, nie potrafiący zarządzać ludźmi mającymi do powiedzenia coś więcej niż "tak Marcin, zrobimy jak sobie jaśnie pan życzy" pluł na mnie bez żadnych konsekwencji. I nie pozwolę, żeby jeszcze odrobinę bardziej wpłynęła na moją psychikę, bo dużo pracy włożyłam, żeby wyjść z bagna, w którym siedziałam przez cały zeszły rok.

Aktualnie czekam na umówienie wizyty do psychiatry. Nie wiem, czy się uda z tym zwolnieniem. Ale wiem, że jeśli się uda, to to wszystko idzie już tylko w jedną stronę. Pytanie - kto pierwszy. 

Czytając to mam wrażenie, że to brzmi, jakbym naprawdę ja sama była wszystkiemu winna. Wiem natomiast, że tak nie jest. Oczywiście, nie jestem tutaj tylko pokrzywdzona, mam specyficzny charakter, jestem trudna, mam bardzo wysokie oczekiwania wobec osób, z którymi pracuję i nie akceptuję wyjaśnienia, że ktoś długo pracuje i to automatycznie czyni go dobrym, doświadczonym pracownikiem. Ale wiem też, jaki pierdolnik się w tych procesach dzieje, kiedy nie są ze mną konsultowane. Wiem, jaki popłoch zasiany jest w innych działach. I nie chcę już brać udziału w tym shitshow. 

Uwielbiałam tę pracę i ludzi, z którymi pracuję. I jeśli dogaduję się z wszystkimi działami i osobami poza moim własnym kierownikiem, jeśli koledzy i koleżanki narzekają na niego i jego team leaderów, to chyba problem nie tkwi tylko we mnie.

The war has begun. 

1 komentarz:

  1. Brawo! I powodzenia. Na prwno kosztuje Cie to sporo nerwow, ale ktos tu widocznie sobie zagrywa i zapomina od czego jest team. Ja zawsze mowilam ,ze najwazniejsze to zgranie i odpowiedni ludzie na odpowiednim miejscu. Wiele osob traktuje jednak miejsce pracy jak przedszkole lub jak zawody, innym razem jak osobista terapię wyzywania sie na innych. Bardzo podoba mi sie Twoja postawa i mam nadzieje, ze Ci sie uda. Powodzenia naprawde

    OdpowiedzUsuń