Ariana dla WS | Blogger | X X

12/06/2022

#74. Niemożliwe stało się możliwe

 Cześć!

Nie wiem nawet od czego zacząć. Mam wrażenie że mrugnęłam dwa razy i minęły dwa miesiące. To był naprawdę survival mode. Ale od początku. 

Na drugi etap tamtej rozmowy nie pojechałam. Nadal tkwię w swoim korpo, chociaż co raz trudniej mi tam. Mam wrażenie, że nie pasuję. Do organizacji, do swojego stanowiska, do swoich obowiązków. 

Pisałam wcześniej (o tutaj) o tym nowym kolesiu, który zaczyna u nas pracę. Nigdy jeszcze z nikim nie miałam tak intensywnego flirtu przez tak długi czas. On naprawdę sprawia, a raczej sprawiał, wrażenie zainteresowanego. Ale ma partnerkę. Od ponad 10 lat tę samą. A nie będę się wciskać między wódkę a zakąskę. Poza tym ostatnio chyba poczuł się pewniej i zaczyna pokazywać prawdziwą twarz. I ta prawdziwa twarz mi się nie podoba, więc... No, ale będziemy w jednym małym biurze siedzieć za kilka miesięcy, jak już domknę swój projekt. Zobaczymy, jak to wyjdzie. 

No właśnie. Projekt. Ostatnio praktycznie codziennie siedzę po godzinach, bo nie mogę się wyrobić z robotą. Ciągle coś. Deadline przesuwany już kilkakrotnie, ale mam nadzieję, że środa 15 czerwca będzie dniem, kiedy będę mogła powiedzieć mojemu szefowi, że skończyłam i możemy zweryfikować postępy mojej pracy i nanieść poprawki tam, gdzie to konieczne. 

A teraz do tytułu. 

Napisałam pracę magisterską. Nie wiem w ile dni dokładnie, nie chce mi się szukać i liczyć, bo też nie pisałam codziennie. Ale zaczęłam 18 kwietnia, skończyłam 9 czerwca o 21. Wysłałam ją mailem do promotora i się popłakałam. Autentycznie. Następnego dnia o 13 popłakałam się znowu - wynik z JSA (Jednolity System Antyplagiatowy) - 2%. Wiodący. Popłakałam się też wczoraj po powrocie z mojego ostatniego zjazdu. Z ulgi, z radości, ze zmęczenia. Że to już koniec. Już po wszystkim. Został mi tak naprawdę jeden egzamin za tydzień w sobotę (ale zdalnie więc no stress, jak będę miała jedną 3 to się świat nie skończy), jeden wyjazd na uczelnię żeby zawieźć gotową pracę. I drugi wyjazd na uczelnię na początku lipca na obronę. 

Do samego końca nie wierzyłam, że dam radę. Nie wierzyłam, że to się uda. Ale przypłaciłam to snem, jakością odżywiania, bólami kręgosłupa, bólami oczu i głowy. 16 godzin przed komputerem dziennie to wyczyn. 

Nadal łapię się na tęsknocie za moim byłym partnerem. Szczególnie przy kamieniach milowych jest mi bardzo smutno, bo zawsze z nim dzieliłam te radości. Mój mózg powoli wymazuje z pamięci te złe rzeczy, które spowodowały, że postanowiłam odejść. To się musiało w końcu wydarzyć. Więc teraz muszę być silniejsza niż wcześniej.

Ale i tak jestem z siebie dumna. 

A teraz zacznę dbać o siebie. 

3 komentarze:

  1. Gratuluję wyniku antyplagiatowego, niezła jesteś! I tempo też super! Jestem pod wrażeniem, naprawdę. Podnosisz się po traumie i tyle osiągnęłaś. Uważaj na facetów, teraz każdy będzie takim przechodnim na odchorowanie,lepiej, żeby nie był z pracy

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję napisania magisterki! I to jeszcze z takim wynikiem z JSA! Bardzo się cieszę, że jesteś z siebie dumna, bo powinnaś być! Teraz łap oddech i koniecznie zadbaj o siebie fizycznie i psychicznie. Ściskam mocno ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo! A co do oceny na dyplomie...nikt nigdy nie zapytał mnie o moje wyniki na studiach. Ważne co się wyniesie w głowie, bo te papiery to nic nie znaczą.

    OdpowiedzUsuń