Ariana dla WS | Blogger | X X

01/11/2024

#114. Pięć żyć

 Aloha!

Plany były, że hej z częstszym pisaniem, ale jakoś tak zawsze mi się to rozmywa. Może dlatego, że wizja uzewnętrzniania się gdziekolwiek nie jest już aż tak kusząca jak kiedyś? Nie wiem. Ciężko powiedzieć. Na swoją obronę mogę napisać jedynie, że cały wrzesień miałam wyjazdowy. Zaraz po powrocie z Katowic jechałam do Poznania, potem byłam tydzień w domu, a potem bardzo niespodziewanie wpadły znów Warszawa i znów Katowice. 

Szybki update co tam u mnie - ciekawego to nic. Zaginęłam w sprawach zawodowych, bo bardzo źle się działo z moimi zielonymi samochodzikami, dlatego powinnam mieć je w listopadzie wszystkie wdrożone, a część musiałam przenieść się na styczeń 2025. W sumie jest mi to nawet na rękę. Wizja wyjazdów przez cały listopad i pół grudnia była trochę przytłaczająca, teraz bardziej rozłożyło się to w czasie, więc nie odczuję tego aż tak bardzo. 

W tym roku przede mną już tylko Poznań i Gdańsk, a tuż przed samymi świętami dwudniowy wyjazd do Barcelony z firmy - jeśli ktoś z Was pamięta, rok temu byłam w Amsterdamie, okazja jest ta sama. Za hajs firmy baluj. 

Niesamowita sprawa jest taka, że właśnie mijają dwa lata odkąd zamieszkałam w swoim mieszkaniu. I jak sobie pomyślę, jaką byłam wtedy osobą, jak źle ze mną było psychicznie, a gdzie jestem teraz, to aż trudno uwierzyć, że to ta sama osoba. Spotkałam się kilka tygodni temu z dawnym znajomym i na jego słowa "to w sumie już półtora roku jak się nie widzieliśmy" odpowiedziałam tylko "człowieku, ja przeżyłam pięć różnych żyć od tamtego czasu". I rzeczywiście, żyć było kilka między listopadem '22 a listopadem '24. 

Strzała!

08/09/2024

#113. Zielone samochodziki, czyli wykreślona Warszawa

 Aloha!

Melduję się szybko, żeby móc powiedzieć - Warszawa ogarnięta! W czwartek rano wyjechali praktycznie wszyscy kierowcy, więc cały dzień patrzyłam na 23 przemieszczające się zielone ikonki samochodzików.

Piszę z telefonu, z pociągu do Katowic, bo jak się okazuje dużo ludzi chciało się tam dostać dzisiaj, co poskutkowało wyprzedanymi biletami na pociągi o lepszej porze, tak więc w hotelu zamelduję się najwcześniej o północy. Nigdy więcej jeżdżenia pociągami zawodowo, mój czas jest na to zbyt cenny. 

Jestem zmęczona, a jeszcze prawie 3 godziny drogi, ale cóż. Taka praca. Co poradzić, trzeba to odpękać.

Strzała!

01/09/2024

#112. Ciężki wrzesień, życie na wstrzymaniu

 Aloha! 

W środę wieczorem wróciłam z trzydniowego wyjazdu do Katowic, lubię jeździć do tej siedziby firmy, bo mimo, że nadal jestem tam w pracy, to jest taki przyjemny nastrój i czuję się tam całkiem akceptowana. Usłyszałam też miłe zdanie od dyrektora, że jedno to fajnie, że jestem taka zaangażowana, ale drugie to że mi się chce tak jeździć i się na to zgadzam (od stycznia byłam u nich 4 razy, a dla mnie to prawie cała Polska do przejechania). Bo "nie wszyscy tacy są" (to był przytyk do moich współpracowników z zespołu).  Doedukowałam się też z jednego scenariusza w moim projekcie (nowy problem się pojawił), ale tu na szczęście mądre głowy z IT mi od razu potwierdziły, że tak, to normalne, tak się będzie działo, więc po prostu tak nie róbcie xD. 

Ogólnie podsumowując sierpień, bo właśnie dobiegł końca - wykorzystałam ten miesiąc i z samych spacerów wyszło mi 126 km co jest moim osobistym rekordem. Całkowicie zrobiłam 229 km co dało średnią nieco ponad 10k kroków dziennie. Co też jest moim osobistym rekordem. Odwiedziłam fajne miejsca, skorzystałam ze słońca. Ale krył się za tym też inny powód. Wrzesień. 

We wtorek po południu jadę do Warszawy. Wracam w piątek późnym wieczorem. Już w niedzielę po południu jadę do Katowic, z których wrócę w czwartek - też późnym wieczorem. W piątek zabieram samochód z firmy i w poniedziałek nad ranem ruszam do Poznania, gdzie będę miała bardzo intensywne 3 dni. I tak miną mi 3 tygodnie września, w pociągach, hotelach, w rozjazdach. Październik maluje się w jeszcze bardziej kolorowych barwach, bo tam będę jeździła z miasta do miasta, bez powrotów do domu na dłużej niż weekend. 

Nie przeszkadza mi to, zresztą wiedziałam, że tak to będzie wyglądało. Minusem jest pilnowanie jedzenia i aktywność. Ale tu się chyba nie muszę rozwodzić za bardzo, bo to samo przez siebie się rozumie - nie ma wagi, nie ma liczenia kcal, nie ma regularnej aktywności, bo czasem kończysz o 14:00 a czasem o 18:00. Czasem wstajesz o 5:00, a czasem musisz wstać o 2:30. 

I tego pilnowania jedzenia mi szkoda, bo mi się spodobało robienie obiadów do pracy na kolejny dzień i ważenie jedzenia, spisywanie kalorii. Chodzenie na spacery z wodą i batonem proteinowym. Dlatego właśnie teraz życie będzie na wstrzymaniu. Oczywiście, ktoś powie, że przecież to nie jest tak, że się w ogóle nie da blablabla. Jasne, że się da. Ale szczerze - mi się po prostu czasem nie chce, na wyjazdach działam na adrenalinie, jak wracam do domu, to najzwyczajniej w świecie jestem zmęczona. 

To tyle ode mnie, trzymajcie kciuki, żebym nie oszalała, bo grafik jest napięty :D

Strzała!